VII kolejka: GLKS Jonkowo - GKS Dźwierzuty
Mecz z Jonkowem rozpoczął się po naszej myśli, od szybko strzelonej bramki około 10 minuty, gdzie po dośrodkowaniu z narożnika boiska bramkę głową strzelił Biedka (asysta Kołakowski). Po tej sytuacji mecz się bardzo otworzył i piłka bardzo szybko wędrowała z jednego pola karnego pod drugie, głównie kończyło się jednak na niecelnych strzałach z dystansu. Punkt zwrotny w tym meczu nastąpił około 25 minuty, kiedy to po rzucie rożnym dla gospodarzy w interweniującego na piątym metrze Granickiego bezpardonowo wpadł zawodnik gospodarzy, sędzia jednak nie użył gwizdka i akcja się toczyła jeszcze około 20 sekund pomimo, iż Krzysiek nie podnosił się z murawy. Po interwencji zawodników z pola mecz w końcu został przerwany i wtedy okazało się, że nasz bramkarz upadając źle stanął, szybko pojawił się obrzęk wokół kolana i jasnym się stało, że nie będzie w stanie kontynuować gry, potrzebna była także karetka pogotowia. Przyznać trzeba, że sytuacja była strasznie pechowa, rywal z pewnością nie chciał zrobić krzywdy naszemu bramkarzowi, jednak cęgi należą się przede wszystkim sędziemu za nieprzerwanie gry, a w dalszym kontekście ponownie trafiliśmy na arbitra, który pozwalał na coraz ostrzejszą grę, kompletnie nie potrafiąc zapanować nad wydarzeniami boiskowymi. Ogromny chaos, jaki powstał po tym wydarzeniu, szok i zamartwianie się o stan Krzyśka wyraźnie zbiło nas z tropu, na domiar złego nieobecny tego dnia był Pleśniak i na bramce stanąć musiał strzelec bramki Biedka. Gospodarze próbując wykorzystać naszą dekoncentrację starali się przycisnąć, jednak póki co bez rezultatu, a kiedy myśleliśmy, że nadmiar pecha tego dnia już wykorzystaliśmy, okazało się, że to dopiero początek, a około 30 minuty kontuzji nabawił się nasz kapitan Adrian Bazych, w którego miejsce pojawił się Marcin Cieślik (wcześniej za kontuzjowanego Granickiego wszedł Kacper Szmigiel). Do końca pierwszej połowy to gospodarze prowadzili grę, my próbowaliśmy kontr, jednak albo dość nieudolnie, albo w ostry i zdecydowany sposób byliśmy powstrzymywani przez rywali. Z kolei pod naszą bramką coraz bardziej nerwowo i groźnie, jednak na wielkie brawa zasługuje zastępujący bramkarza Biedka, a gdy i on był bezradny w sukurs przychodzili zawodnicy z pola, jak chociażby zastępca Bazycha w roli kapitana Elsner, który ofiarnym wślizgiem wybił zmierzającą do bramki piłkę z linii bramkowej. Do przerwy 1-0. W przerwie próbowaliśmy uwrażliwić sędziego na coraz ostrzejszą grę nad którą nie zapanuje jeśli czegoś nie zrobi, ten jednak najwyraźniej nie wziął sobie tego do serca, bo po przerwie festiwal ostrej gry trwał w najlepsze, w dodatku odnosiliśmy wrażenie, jakby gwizdano tylko w jedną stronę, często nawet wtedy, kiedy gwizdek nie powinien być użyty. Tak było między innymi koło 55 minuty, kiedy to Cieślik nieczysto trafił w piłkę, ta odbiła się następnie rzeczywiście od dłoni, ale położonej na klatce piersiowej, więc nie dość że była nastrzelona z bliskiej odległości, to jeszcze nie powiększała powierzchni ciała, mimo to arbiter sugerując się krzykami gospodarzy wskazał na wapno, mimo że z jego ustawienia na boisku wyraźnie wyglądało, że sytuacji widzieć nie mógł, gdyż stał daleko, w dodatku za Cieślika plecami. Chwilę później po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęło się do nas szczęście bo... Biedka "jedenastkę" obronił! Jednak już niedługo potem musiał niestety wyciągać piłkę z siatki, gdyż jakieś 7 minut później wstrzelenie piłki w pole karne z prawej strony przeciął przypadkowo Sztymelski, pakując futbolówkę do własnej siatki. Tak naprawdę nie wiem co mogę napisać o dalszych wydarzeniach boiskowych, jakieś sytuacje mieliśmy, nawet bramkę strzelił wprowadzony za Wójcika Kołodziejczuk, niestety z pozycji spalonej co słusznie zauważył sędzia boczny, jednak oddać trzeba, że stroną przeważającą byli jednak gospodarze grający do okolic 88 minuty w 12, bo takie niestety odnosiliśmy wrażenie spoglądając na pracę arbitra, wtedy jednak nastąpił punkt zwrotny zawodów. Zawodnik gości lekko pociągnięty za rękę widowiskowo upadł w polu karnym, zasłonięty sędzia gwizdka jednak o dziwo nie użył, a sytuacja ta strasznie zirytowała gospodarzy, przez co po następnej minucie sędzia usłyszał jakiś niewybredny komentarz w swoim kierunku, w związku z czym przerwał grę by ukarać obrońcę GLKSu żółtym kartonikiem. To przelało czarę goryczy, gdyż przerwał tym samym kontrę gospodarzy, przez co kolejni ich zawodnicy zaczęli go okrążać. Doszło do przepychanek, jeden gracz chciał nawet wziąć sprawiedliwość w swoje ręce (dosłownie),atakując arbitra, przez co sędzia był zmuszony zakończyć zawody przerywając mecz, mimo, że do końcowego gwizdka pozostawało jeszcze trochę czasu. Dziś odbędzie się zebranie w WMZPN, po którym powinniśmy wiedzieć coś więcej, muszę jednak przyznać, że po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim na boisku i z pewnością bez surowych kar się nie obędzie.
Skład: Granicki - Malewicz, Hołod, Sztymelski, Szpyrka - Wójcik, Kołakowski - Bazych, Elsner, Kujtkowski - Biedka
Na boisku pojawili się również Szmigiel, Cieślik, Kołodziejczuk
Komentarze